Jestem w Gabinecie Pana Doktora Mazura.
Rozmawiamy o Misi.
- Czy to ,że ją tak ratuję to normalne - pytam go ...
- Tak - odpowiada Pan Doktor- kiedy jest się ze zwierzątkiem tyle lat,
to człowiek jest przywiązany.
- Cieszę się ,że ją uratowaliśmy - to znowu ja .
- Tak, chwilowo.
- Cieszę się ,że ona jeszcze nie odchodzi za TM.
- Ona odchodzi , tylko to potrwa jeszcze ..................................................
Zapadła cisza...
Przykro mi...
OdpowiedzUsuńoj....:(
OdpowiedzUsuńTrzeba wierzyć... Mimo wszystko...
OdpowiedzUsuńJesuuu... :(((
OdpowiedzUsuńKażdy z nas i każde z naszych ukochanych zwierzaczków zmierza w kierunku tego Mostu."Tylko to potrwa jeszcze".Oby ta droga była jak najdłuższa czego wszystkim życzę.
OdpowiedzUsuńA ja szczególnie szanuję tych lekarzy, nie ważne czy ludzkich czy zwierzęcych, którzy wiedzą, że żywe organizmy są nieprzewidywalne i czasem zdarzają się sytuacje poza ludzką wiedzą i doświadczeniem. Kiedyś wieeeele lat temu miałam kocurka, który zachorował na zapalenie płuc. Wszystko wskazywało, że szans nie ma żadnych, ale wet powiedział o tym dopiero po miesiącu czy nawet dłuższym czasie kiedy kot zaczął powoli dochodzić do siebie. Usłyszałam wtedy od weta: "wie Pani nie wierzyłem, że to ma jakikolwiek sens, ten kot nie powinien już żyć, ale Pani miłość i determinacja nie pozwoliły mi stwierdzić, że to nie ma sensu i walczyliśmy, teraz wiem, że warto było, bo dzięki temu kot przeżył, choć z medycznego punktu widzenia nie powinien" Dodam, że Kiciaj żył jeszcze ładnych kilka lat. Wierzę, że i z Misią będzie podobnie, może nie na lata ale na jeszcze jakiś czas spokojnej kociej starości w dobrej formie.
OdpowiedzUsuńTak, Basiku, tak!! Miłość i determinacja mogą czynić cuda. A jeśli cud się nie wydarzy, niech ta droga Misi do Tęczowego Mostu będzie jak najdłuższa i najłatwiejsza...
UsuńŚciskam Cię, Krysiu.
Basik dobrze pisze!!! Miłość ludzka jest silna, ma wielką moc!!!
UsuńKrysiu, popatrz na to w ten sposób - jeśli kotka będzie chce żyć, dzięki Twojej miłości będzie żyła, lecz jeśli zechce odejść....Twoja miłość niech ją poniesie tam, gdzie Misia sobie tego życzy. Tak, wiem, to smutne...ale według mnie to kot (ta osobna istotka) sama niech zadecyduje:***
Pozdrawiam cieplutko:****
Kiedyś to nastąpi ale lepiej myśleć o tym co jest teraz i cieszyć się kazdą chwilą.Miłego dnia i dużo całusków dla Misi.
OdpowiedzUsuńKażde z nich kiedyś odchodzi za TM, ale ważne, że odchodzi czując do końca naszą miłość.
OdpowiedzUsuńA dopóki jeszcze jest z Tobą- ciesz się każdą chwilą i zbieraj najmilsze chwile, by potem je wspominać.
Każdy z nas kiedyś odejdzie... Macie czas... Cieszcie się sobą. :***
OdpowiedzUsuńa ja się popłakałam... u nas też powolne odchodzenie ♥Maciusia♥, tym mocniej trzymam kciuki za ♥Misię♥ Twoja opowieść i jej odchodzeniu przekonała mnie, że dobrze postąpiłam nie męcząc go bardziej. Jest chory, ale spokojny, szczęśliwy bo w domu. I tak niech sobie powolutku żyją te nasze słoneczka, ile im jest pisane.. Pozdrawiam Cię serdecznie! Głaski dla Misi ♥
OdpowiedzUsuńJa też zawsze walczę póki jest szansa, choćby maleńka. Bo czasem zdaża się cud. Tak jak kiedyś, w przypadku Juniora. Mieliśmy na wychowaniu 3 kocie oseski. Od 3 dnia życia na smoczkach. Miały jakiś miesiąc, gdy Juniora znaleźliśmy rano zimnego i nieprzytomnego. Szybko w samochód i na "sygnale" do weta. Były święta, więc otwarta tylko jedna klinika, mój wet na wyjeździe. A tam dr Luks mówi - uspić, on już praktycznie nie żyje. Łzy mi poleciały, bo to takie maleństwo, taki zawadiaka, najsilniejszy z całej trójki. Pytam, czy widzi jakiąkolwiek szansę i co mozna zrobić. Na to ona, że kociak ma jakieś...2% szans na przeżycie, że trzeba podnieść temperaturę, podać leki, kroplówkę, antybiotyk i czekać. 2 % to zawsze coś. Junior został w klinice. Wieczorem pojechaliśmy po niego. Temperatura ciała była nieco wyższa, tętno lepsze. Kot nieprzytomny. Co godzinę podawaliśmy mu po parękropel wody z glukoza do pyszczka i zakraplalismy oczka. I nagle, przy którymś z kolei zakraplaniu Junior otworzył oczy, zamrugał i zapłakał. Po chwili już ciągnął smoka az mu się uszki trzęsły. Wyszedł z tego, ma nowy dom i jest pięknym, burym kotem. Bo cuda się zdażają!
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie i nieustająco trzymam kciuki za Misię
Asia
:( Smutne to bardzo , ale najważniejsze że Misia jest otulona miłością i opieką . Oby tylko nie cierpiała ...
OdpowiedzUsuńUściski <3
Cuda się zdarzają, ale jeśli cud się nie zdarzy, to najważniejsze, żeby to odchodzenie było bez cierpienia. I odchodzenie Misi takie będzie, bo przecież ma Ciebie, która czujnie i troskliwie obserwujesz i pomożesz Misi przejść na drugą stronę spokojnie, bez bólu i strachu.
OdpowiedzUsuńAle miejmy nadzieję, że to jeszcze nie tym razem...
słów mi brak, krysiu....
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńWiem jak ciężko żyć z świadomością, że to nastąpi. Miesiąc temu straciłam
najukochańszą kotkę, która była z nami 13 lat. Oczy mi nie wysychają od łez.
Trzymaj się Misiu jak najdłużej. Pozdrawiam Ania
W ciepłym serdecznym otoczonym miłością i szacunkiem otoczeniu, spokojnie żyć aż do końca to jest dobre i dla ludzi i zwierząt. Dla Misi ♥ i dla Ciebie ♥
OdpowiedzUsuń:( Bardzo smutne.. ale dopóki Misia jest z Wami i można jej pomóc, w domu wśród Was to walczcie. trzymajcie się i ucałowania dla Misi :)
OdpowiedzUsuńpopłakałam się... przypomniało mi się....
OdpowiedzUsuńOch, to przykre... Ale Twoja bezgraniczna miłość czyni, że i Misia się nie poddaje! Oby jak najdłużej!
OdpowiedzUsuńKrysiu, to jest bardzo smutne. Misia cały czas walczy i to ona zdecyduje czy ma już odejść.
OdpowiedzUsuńTeraz ciesz się każdą chwilą.Ona czuje, że dajesz jej mnóstwo miłości i kochasz ją całym sercem.
Serdeczności:)
Krysiu przykro... trzeba cieszyć się każdą chwilą...Trzymaj się
OdpowiedzUsuńLekarz woli tak powiedzieć, bo nie chce dawać pewności w sytuacji, kiedy nie jest zdrowa na 100%, ale to nie znaczy, że ona na pewno umrze
OdpowiedzUsuńoby trwało to jak najdłużej:)
OdpowiedzUsuńEch... przypomniało mi się 7-10 % w przypadku Pewnego Psa i tego, że nie ja decydowałam czy walczyć....
OdpowiedzUsuńJestem z Wami całym sercem!