Prace budowlane trwają.
Wróciliśmy z A. z materiałmi budowlanymi do domu.
Wnoszenie , wynoszenie, otwarte na oścież wszystkie drzwi...
Zjedliśmy spokojnie śniadanie...
I nagle do mnie dociera:
Gdzie jest Czekoladowy ??!!!!
Oblecieliśmy po 2 razy cały dom od góry do dołu...
Nie ma !!!
Zaczynam się domyślać ,że wyszedł bez zezwolenia ....
Wskakujemy na rowery, objeżdżamy teren domków jednorodzinnych,
gdzie dużo zieleni, płotów i zakamarków do ukrycia...
Zaraz będę płakać z rozpaczy...
Rozdzielamy się...
Szukam sama na rowerze...
Wracam załamana ...
Z daleka widzę ,że A. stoi przy furtce z rowerem i Czekoladą w drugiej ręce....
Hip hip hura jest ten kochany pierdoła , jest !!!!
Poszedł sobie 4 domy dalej , wszedł na obcy teren.
A. wyciągnął go brutalnie za kark przez siatkę...
Nie macie pojęcia, jak się zdenerwowałam...
Mało brakowało, aby zniknął na zawsze...
Czy ten Czekolada ma sumienie ??
Mało mnie nie wykończył...
Persy to są pierdołki życiowe...
Czekoladowy jest bardzo ufny do ludzi, nie boi się psów.
Nie umie walczyć z obcymi kotami...
Nie umie jeść z płaskich powierzchni ze względu na budowę pyszczka.
Umarłby z głodu..:-(((
Na szczęście się znałazł...!!!!
Dzięki A., dzięki Bogu i nie wiem komu jeszcze :-)))
I tak sobie później spał za laptopem...
Jutro część horroru dalsza...
Bo to nie był koniec niestety...ha wiadomo .. za dobrze by było ..
Oesu! Raz w Polsce jeszcze przezylam znikniecie mojego pieska Urwisa. Sasiadka znalazla go po kilku godzinach i przyniosla do domu, ale co ja przezylam...! Moge wiec dobie doskonale wyobrazic Twoje strachy i nerwy.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze sie dosc szybko znalazl. :)
Nie wiedziałam, że persy nie mogą jeść normalnie... Czyli są to koty skazane na życie w warunkach domowych?
OdpowiedzUsuńRaz mi "zginęła" Puma, kiedy ją zawiozłam na wakacje na wieś do mamy. Zawsze sobie chodziła po ogrodzie, nawet nie przychodziło jej do głowy, by wystawić nos za siatkę - a tu wieczór, ciemno, kotecka nie ma i nie ma... Obszukałam okolicę, spłakałam się... a tu kociarstwo zagrzebało się w szafie w domu w ubraniach, spokojnie spało nie nie odpowiadało na moje rozpaczliwe wołania. A potem było zdziwione, o co to całe zamieszanie :)
Wiem co przeżyłaś. Też kiedyś zginął mi kot, nie było go w domu 25 godzin! Horror!!!!D Dobrze, że Czekoladka jest już w domu ;)
OdpowiedzUsuńBiedaczek, dobrze, że udało się go znaleźć. Gacek też mi ostatnio takie "miłe przeżycia" zafundował. Współczuję nerwów :-(
OdpowiedzUsuńCóż pers, nie pers, takie jest kocie życie: ciekawość świata. Całe szczęście dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńMizianki dla Czekoladki :)
ja to sobie mogę wyobrazić. mój jamnik, potrącony przez samochód wieczorową porą w marcu zniknął....ależ rozpacz była. całą noc szukaliśmy. wolne z pracy wzięłam na opieką nad dzieckiem.
OdpowiedzUsuńi co? wpadłam na pomysł, żeby zadzwonić do schroniska na paluchu. jest! jakiś człowiek znalazł psiaka leżącego w błocie przy krawężniku. zadzwonił, przyjechali. wychwalam tego ktosia po dziś dzień choć pies od dawna za tęczowym mostem...
biedne kocisko... psy bywają różne...
OdpowiedzUsuńKochany kotek. Jak dobrze, że się znalazł :)
OdpowiedzUsuńKocie sumienie.... hi, hi, hi.... Kot, kochana, zawsze chadza własnymi ścieżkami i dba o to, aby w danej chwili JEMU było dobrze. Współczuję właścicielom. Sama kiedyś pomagałam koleżance szukać zaginionego kociaka. Prawdziwy horror. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńJa okien ani drzwi nie otwieram, żeby koty nie uciekły...
OdpowiedzUsuńTak to bywa z kotami, że potrafią sobie gdzieś pójść i albo wrócą, albo się gdzieś zapodzieją. Współczuję Ci tych nerwów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
dobrze, że się znalazł :) to najważniejsze. Wydaje mi się, że chciał mieć trochę spokoju :)
OdpowiedzUsuńŚwietne imię dla kotka, a mnie tytuł zmylił. Trzeba mu założyć GPS :)
OdpowiedzUsuńCiekawski z niego kot, z wychodzącymi kotami chyba taki stres jest częściej - coś go zainteresuje bardziej niż powinno i idzie przed siebie. Najważniejsze że się znalazł :)
OdpowiedzUsuńBawił się z Tobą w chowanego.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście że został odnaleziony. Pozdrawiam Krysiu:)
No to horror przeżyłaś...
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś psa (jamnika), on to dopiero był pies na korty, na szczęście nie wszystkie psy są takie.
Pozdrawiam serdecznie.
Zamieściłam jeszcze banerek na swoim blogu...
UsuńBuziole.
Dziękuję bardzo za reklamę Zabawy w Kolory :-)
UsuńBiedny Czekoladowy, też się bał...
OdpowiedzUsuńNowe miejsce i nie ma znajomych zapachów.
Miał szczeście.
Pozdrawiam
Ela
Wiem co przeżywałaś. Jak mój piesio zginął, szukała cała rodzina, a on biedny malutki w trawie się zgubił.
OdpowiedzUsuńNo to rzeczywiście horror. A nasz Łobuz też się ostatnio wypuścił na samowolkę. Ale zawołany swoim nowym imieniem natychmiast wrócił, zupełnie jak pies. To ci dopiero kot :-)
OdpowiedzUsuńO Boże dech mi zaparło. Chyba bym oszalała. Ja czasem swojego szukam po M4, a on patrzy na mnie jak na głupią z pobłażliwym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: przecież wszystko okratowałaś.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się szczęśliwie zakończyło.
Pozdrówki i pogłaskanki.
No przecież trzeba trochę świata zobaczyć, skoro pańcia nie bierze mnie na spacer, to musiałem wyjść sam;)))
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, co przeżyłaś, współczuję.
Miłego, ;)
Koty to dranie:)znikają i nie myślą,że się martwisz:)))
OdpowiedzUsuńDobrze że Czekoladowy się odnalazł:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie
O rany, jak dobrze, że się znalazł. Panna Miau się odważna coś też zrobiła i zbiega mi po schodach na sam dół. Najgorsze, że ona w życiu nie była sama na dworze.
OdpowiedzUsuńUściski!:)
Ojc tez mialabym serce w przelyku, nastepnie chcialabym zabic i rozszarpac golymi rekoma, a skonczyloby sie na lzach przez smiech ze szczescia.
OdpowiedzUsuńSliczny puchacz ;)
To imię pięknie się kojarzy...
OdpowiedzUsuńNo to miałaś przeboje! Wyobrażam sobie Twój niepokój o Czekoladowego!!!!!
OdpowiedzUsuńJa mam psa , który od 12 lat jest ślepy i też przez te lata cały czas się o niego martwię. Raz zamknęłam bramę, a nie wiedziałam, że biedaczek został za nią. Minęło dużo czasu jak się zorientowałam, że nie ma Piksela. Latałam po ogrodzie, wołałam , do głowy mi nie przyszło, że on za tą bramą. Dopiero usłyszałam jego drapanie w deski (brama z desek), wydrapał niezłą dziurę!!! Ale nigdzie nie poszedł, na szczęście! Buziaki!
Ech Czekolado !! trzymaj sie domu bo Jasna na zawał jeszcze nam zejdzie (tfu,tfu - odpukać )
OdpowiedzUsuń