Oczywiście każda wizyta u weterynarza z Julkiem Cesarem kończy się wojną.
Tutaj Juliusz Cesar wystąpił na wykładzie w szkole dla techników weterynarii jako negatywny przykład jak nie należy postępować z kotem i co robić jak kotka rozwścieczymy :-)
Najpierw było spokojnie
Potem z lekka zaczął się irytować
A potem tak się rozwścieczył i stoczył taką walkę , że nic mu już nie robiłyśmy :-)
Zgodnie ze wskazaniem wetrynaryjnym kota zostawia się w spokoju .
Zgodnie ze wskazaniem wetrynaryjnym kota zostawia się w spokoju .
A potem dostał oklaski za fajną współpracę i poszliśmy do domu zadowoleni oboje.
Ja że Julek zachował się tak jak wymagał program lekcji czyli się wściekł ,
a Juliusz Cesar zadowolony, że wreszcie idziemy do domu i nikt go nie będzie ruszał.
Sama przechodziłam to z moją kotką setki razy.
OdpowiedzUsuńTeż jest taka oporna i nikt jej nie może dotknąć...
Zatem weterynarz to niemalże zło wcielone dla niej...
Pozdrawiam!
Niektóre koty tak mają, ale to świdczy o tym ,że były nieprawidłowo socjalizowane w dzieciństwie...
UsuńPozdrawiam :-)
Julek coraz bardziej mi się podoba...;o)
OdpowiedzUsuńMnie też :-)))
UsuńNasze koty o dziwo nawet lubią wizyty u weterynarza, aczkolwiek jeśli sami chcemy im np. sprawdzić uszy lub cokolwiek innego, to nie są zbyt zachwyceni, ale nie okazują tego jakoś agresywnie.
OdpowiedzUsuńPozazdrościć, u mnie panika...
Usuńgeneralnie koty mają opinię trudnych pacjentów, nawet gdy się umie z nimi postępować podczas badania lub zabiegu... są jednak wyjątki... nasz poprzednia kocurnica miała w jednej przychodni ksywkę "Anioł", zaiste wzór cierpliwości i ufności... oczywiście zapewne miało to też związek z tym, że ja przy niej byłem, bo od tego też dużo zależy, kto jest z kotem u weta...
OdpowiedzUsuńprzekrój zachowań mieliśmy kiedyś, gdy stan kociarni wynosił 5 sierściuchów i trzeba było codziennie pędzlować im uszy na okoliczność świeżbowca... większość znosiła zabieg nieźle, jeden kocurniak nawet się dobrze bawił wtedy, poza jedną kotką, którą musiały trzymać dwie osoby plus pędzlujący, a wrzask był na pół ulicy...
p.jzns :)...
Takich aniołów to jest mało...
UsuńKot zawsze ma własne zdanie.
OdpowiedzUsuńJulek na pewno :-)))
UsuńWeterynarze mają ciężkie życie...próbowałam doprowadzić kiedyś mojego psa na szczepienie, masakra, a badanie? katastrofa...
OdpowiedzUsuńA tak, to się zgadzam z tobą ,że mają ciężkie :-)
UsuńŚwietny kotuś. Futerko do prawdy imponujące i widać, że charakterny :)
OdpowiedzUsuńFuterko dopiero mu rośnie, ale charakterek to on ma :-)
UsuńA futerko daje sobie czesać??bardzo jestem ciekawa,bo pamiętam jak wyglądał :))(Aśka)
OdpowiedzUsuńNie daje niestety...
UsuńNo to niezłą szkołę dał :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Jak to Julian , pokazał się z "najlepszej" strony ;-)))
UsuńAle o to właśnie tym razem chodziło :-)
Te oczy takie straszne...
OdpowiedzUsuńBo jest wściekły ;-)))
UsuńMa charakter!Prawdziwy Cezar!
OdpowiedzUsuńCesar to Cesar :-)))
UsuńPrywatnie Juliś...
Gdyby spojrzenie mogło zabijać...
OdpowiedzUsuńTaaaak, niestety nie zabija ;-)))
UsuńEch, przypomniało mi się jak nienauczona weterynarka chciała Ciapkowi krew pobrać i musiało go trzymać trzech studentów a i tak wygiął igłę i obsikał wszystkich zebranych krwią. Teraz mamy takiego spokojnego weta, że tylko ja Ciapusia lekko przytrzymuję żeby się nie wiercił a on spokojnie pobiera na siedząco juszkę z łapki i obywa się bez cyrków.
OdpowiedzUsuńFakt , to dużo zależy od weta...
UsuńJulian ma swój charakterek hehe. Brawo dla niego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Krysiu:)
Oj niestety ma ...
UsuńPozdrawiam Aniu :-)
Bravo dla Juliana. Z naszym kotem byliśmy tylko raz u veta - gdy było trzeba wsadzić go od połowy do gipsu. Długa historia.
OdpowiedzUsuńLepiej robić kotom badania raz do roku , bo często okazuje się ,że coś się z nimi dzieje a kot nie powie...
UsuńTrudny pacjent z tego Julka !
OdpowiedzUsuńGucio też naburczał na mnie wczoraj u weta. Ale miał zrobione wszystko co trzeba ;-)
Za to w domu walczy ostro i nie pozwala sobie nic zrobić :/
Jest trudny, chcociaż tutaj był na szkoleniu i przyszli technicy musieli zobaczyć i taką trudną wersję kota...
UsuńCzytałam o Guciu, zdrowia życzę...
Koty mają charakter, z nimi sie nie dyskutuje, znam to też :-)
OdpowiedzUsuńJak nie to nie mówi kot :-)))
UsuńCo raz bardziej przypomina persa, już nie tylko z pyszczka :)
OdpowiedzUsuńFutro mu odrośnie na pewno ;-)
Usuńheheh ciekawe doświadczenie:)....dla kota;)
OdpowiedzUsuńOczywiście :-)))
UsuńKotka mojej koleżanki miała być ostatnio odrobaczona u weterynarza i pokazała co to znaczy nie dać się ani zbadać, ani ruszyć :D Już nawet nakładanie jej szmatki na głowę nie pomaga. :D
OdpowiedzUsuńTo będzie problem....
UsuńKot to stan umysłu. ;)
OdpowiedzUsuń:-))) Może i tak...
UsuńFajny kotek, ale ma przeżycia. ;-)
OdpowiedzUsuńTaki ma charakter trudny...:-)
Usuń