POLITYKA PRYWATNOŚCI

22/06/12

Po co jest ślub ?




Zainspirowana wczorajszym wpisem na blogu tutaj kliknij poczytałam w necie...
Opinie są różne , potrzebny , nie potrzebny , coś daje, coś  nie daje …
Bo ponoć nic nie daje, bo wolność, bo jednostka  itd. itp…
Nie będę się wyrażać, tylko spróbuję wyjaśnić, co ja o tym myślę...
Kulturalnie...


Oskar i Milenka jak dobre małżeństwo

Jak być dobrym małżeństwem
 

Ślub nie jest po to by gwarantować cokolwiek,
ale deklaracją z obu stron ,że traktuje się drugą stronę poważnie.
Deklaracją…
Na dobre i na złe.

Jeżeli któraś ze stron nie chce złożyć tej deklaracji  należy być czujnym, bo to oznacza  ,
że nie traktuje poważnie związku i po co  wiązać się z kimś takim i później płakać ?

Po co 2 osoby są ze sobą ?
Dla zabawy ?  I jak długa ta zabawa ma trwać ?
A jak zostanie któreś  kaleką , to czy ta druga  zostanie przy tej pierwszej ?
A może będzie po zabawie?

Ględzenie o wolności jest dobre dla naiwniaków...
Skoro tak łatwo uzyskać rozwód ,to dlaczego bać się ślubu?
Skoro jest rozdzielność majątkowa , to dlaczego nie skorzystać z takich rozwiązań prawnych?
Wesele może być  lub nie, to zależy od statusu finansowego i fantazji i nikomu nic do tego.

Problem w tym , że wszyscy chcą żyć lekko, łatwo i przyjemnie…
Wszyscy chcą  brać ,brać, brać od życia…
Ale życie i tak  upomni się o zapłatę w najmniej dogodnym czasie i formie….
Nie ma nic za darmo w tym życiu, a nawet po śmierci nas rozliczają ;-)))





56 komentarzy:

  1. Pięknie to napisałaś
    i mądrze przede wszystkim.
    Moje poglądy są bardzo podobne...

    Wolność (nie samowolę) cenię ogromnie
    i od kiedy zaczęłam ją w sobie odkrywać,
    staram się pracować nad nią, pielęgnować
    i dbać, gdyż Ona jest źródłem Miłości,
    dojrzałości, piękna...

    takie moje skromne zdanie...

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o to by nie dać się zwariować TV i Internetowi i głupiej "wolności". .
      Wmawia się ludziom bzdury , a konsekwencje ponoszą najczęściej dzieci.
      Dwa dni temu rozmawialiśmy w gronie zaprzyjaźnionym jak pomóc 17- latce,
      która nagle :/ i niespodziewanie :/ urodziła chore dziecko.
      Wkurzyć się można, bo pozostawiono ją samej sobie.
      Taka rodzina...taki partner...
      I od kogo ona miała nauczyć się jak żyć ??

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Takie dziwne zjawisko zaobserwowałam - pary, żyjące ze sobą wiele lat w dobrym, przyjacielskim związku (ale bez papierów) rozpadały się krótko po tym, kiedy zdecydowały się na zalegalizować swój związek. Mówię tylko o swoim otoczeniu, nie próbowałam poczynić jakichś szerszych badań. Ot, tak - wydawało mi się to bardzo dziwne. Czyżby po ślubie zmieniały się ich oczekiwania w stosunku do partnera/partnerki?

    Nie znaczy to wcale, że jestem przeciwko związkom uświęconym sakramentami (wszystko jedno - świeckimi czy religijnymi).
    Najwięcej radości daje dawanie (nie branie).
    Miłego dnia zyczę (bez deszczu) :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście ciekawe zjawisko...
      Czyżby jednak woleli się bawić ?

      Dziękuję :-)
      A skąd wiedziałaś ,że słońca potrzebuję ?:-)
      Trzeci dzień u nas zimno i pada ...

      Usuń
  3. jak kocha to nie ma wątpliwości, czy to ten/ta. Przykro mi to pisać, ale to zazwyczaj mężczyźni migają się od legalizacji związku a kobieta nie chcąc nalegać, trwa choć wcale nie czuje się bezpieczna. Poza tym częściej jest narażana na wszelkiego rodzaju docinki ze strony rodziny i, uwaga, na podrywanie, bo przecież w zasadzie jest wolna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację niestety...
      Tak to jest niestety z tą wolnością , nie wiadomo dla kogo ona jest...

      Usuń
    2. Zgadzam się, że poczucie bezpieczeństwa jest ważne i choć ślub nie gwarantuje że zostanie sie ze sobą na zawsze, to można czuć sie bezpieczniej, nawet w związku z uregulowaniami prawnymi. Ja gdyby nie ślub na pewno walnęłabym to wszystko w diabły dawno temu, bo byłoby to łatwe, a nie zrobiłam tego i nie żałuję. Warto było pracować nad związkiem!

      Usuń
    3. Tak... dobrze ,że wspomniałaś o tym...
      Nad każdym związkiem należy pracować.

      Usuń
  4. Nie ma co generalizować. Są tacy, którzy przez ten ślub nie mogą wyzwolić się od patologii... stary przychodzi do domu pijany, ale jakoś trudniej się z nim rozstać, jak trzeba walczyć o swoje u prawnika, na którego nie ma pieniędzy:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego przed zawarciem związku należy zadać sobie pytania.
      Po co ten ślub ??
      Zadawanie pytań przed... chroni przed płaczem po ślubie ...

      Usuń
  5. Jak pięknie opisany obrazek!

    A co do małżeństwa: niezależnie od wszystkich innych funkcji, do jakiegoś stopnia chroni ono związek przed rozpadem w wyniku jakiejś głupiej, ale burzliwej kłótni, która w każdym związku może się zdarzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to dzięki Twoim instrukcjom na blogu :-)
      czytam uważnie, chociaż nie zawsze piszę,
      bo przecież piszesz o różnych sprawach
      i nie wszystkie dotyczą mnie :-)
      Dziękuję za informacje :-)

      Cenna uwaga o kłótniach...

      Usuń
  6. Prosto i mądrze to napisałaś :) Większość ludzi chce się bawić, więc jak pojawiają się problemy, ulatniają się jak kamfora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-)
      Niestety w sprawie kamfory obie się zgadzamy...

      Usuń
  7. ***Życzę Ci dnia miłego, Kwiatów słońcem pachnących, Przyjaciół kochających, Radości i śmiechu bez końca. Dni pełnych pogody i słońca,..życzę super Weekendu*** Z SERCA POZDRAWIAM I BUZIACZKA ZOSTAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze to ujęłaś ...........pozdrawiam w pochmurny piątek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie są moje przemyślenia ....
      pozdrawiam też w pochmurny piątek :-)

      Usuń
  9. Pięknie to napisałaś. Zgadzam się z Tobą.
    Ja wyszłam za mąż jak miałam 20 lat po roku znajomości i bardzo się z tego cieszę! :D
    A Oskar i Milenka niech sobie żyją na kocią łapę! MIAUUUUUUUU :P :P:P
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)))
      Tak , na kocią łapę to niech koty żyją :-)))

      Usuń
  10. Nie wiem czy zadeklarowana stara panna (jak mi sie ktos pyta o stan cywilny to odpowiadam 'happily single' - szczesliwie samotna), ma prawo wypowiadac sie o malzenstwie, ale mimo wszystko sie wypowiem.
    Znajoma mojej mamy probowala ja namawiac by ta znalazla mi meza, jak najszybciej, niewazne jakiego, byle byl. W koncu wkurzona na maksa objechalam kobitke od gory do dolu: Pani Halinko, maz Pania bil, zdradzal, wymuszal spelnianie obowiazku malzenskiego, musiala sie Pani z nim rozwiesc, alimentow nie placil, a teraz chce mnie Pani wrobic w podobna kabale.
    Z drugiej strony znalam pania, ktora za maz wyszla po trzech miesiacach znajomosci i byla szczesliwa mezatka az do smierci meza.
    Wiecej znam jednak zdecydowanie malzenstw nieszczesliwych.
    Osobiscie jestem bardzo negatywnie nastawiona do instytucji malzenstwa, ale uwazam, ze jednak jest konieczna do stworzenia rodziny.
    Nie da sie niczego budowac bez fundamentow, a w przypadku zwiazku i rodziny takim fundamentem, wrecz 'kamieniem wegielnym' jest wlasnie malzenstwo. I slub nie musi byc wystawny i bogaty - wystarczy umowic date w USC, zgarnac jakichs swiadkow, moze rodzicow i po wszystkim. Nie ma sie czego bac, jak sie chce to sie robi. A jak sie nie chce to lepiej nie zaczynac wcale.
    Moze ukradne Ci temat i tez cos napisze na temat zwiazkow malzenskich tutaj, w UK. Ale musze miec wiecej czasu na zebranie materialow i podsumowanie tego co juz wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O swoim życiu każdy decyduje sam.
      Ważne by konsekwencje nie ponosili inni,
      najczęściej chodzi o pojawiające się "znikąd" dzieci...

      Pisz, pisz poczytam chętnie...

      Usuń
  11. Pieknie i madrze napisane:-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Można by doprecyzować pytanie - po co jest slub kościelny? :)
    Bo tu już nadmiernie często intencje są niższe - ot, na cywilnym nie wypada tak się odstawiać, nie taka feta.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Sama sobie troszkę przeczysz w tym wpisie... Ślub jest deklaracją, ale w zasadzie niczego nie zmienia, bo tak samo łatwo go zerwać itd... ?
    Dla mnie ślub, 17 lat temu, był wzięty: A) dla wygody, B) ze względu na syna, C) ze względu na rodziców, D) bo tak wypadało. Ślub wzięliśmy cywilny tylko. Jesteśmy razem 18 lat ponad. To nie jest kwestia ślubu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, skoro nie ma nawet deklaracji , to po co z tym kimś żyć ?

      Usuń
    2. Bo się tak wybrało?... Po co deklaracje? Po co świstki?...

      Usuń
    3. Abigail, zgadzam się w 100 %.

      Usuń
    4. Wiesz Abigail,
      wybierać sobie na partnera kogoś ,kto nawet świstka nie chce dać dla Ciebie ?

      Usuń
  14. Trudno mi się wypowiedzieć na ten temat. Nie zaglądam innym do alkowy. Nie obrączka decyduje o dobrym związku, osobiście jednak jakoś lepiej się z nią czuję. Ale, to ja.... Cudne te Twoje kociaki:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo do własnego zdania,
      ale jakoś tak każdy woli mieć obrączkę niż nie mieć...

      Usuń
    2. Kociaki dziękują :-)))

      Usuń
  15. Hmm, jestem tradycjonalistką, więc życie na tzw...
    nie wchodziło w rachubę.
    Dla mnie, najważniejszą sprawą przed ślubem było ustalenie pewnych zasad,
    które zawsze są przez nas przestrzegane.
    Mój związek uważam za bardzo szczęśliwy i udany.
    Tak się składa, że raczej rzadko nosimy obrączki...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem tradycjonalistą,
      bo tradycja chroni przed popełnianiem błędów.

      Usuń
  16. "Pozwólmy ludziom być szczęśliwym w/g ich własnego uznania"/B.Prus.
    Podoba mi się Twój sposób myślenia.Podpisuję się pod tym co napisałaś,wycięłabym tylko słowo deklaracja,a zastąpiłabym słowem " Ślub z potrzeby serca lub z wewnętrznej potrzeby postawienia kropki nad i"-Ponieważ w obecnych czasach zanim dojdzie do ślubu,często ludzie w związku są po kilka,a nawet kilkanaście lat.Niekiedy mają już jakiś dorobek życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Prusem...
      To że ktoś żyje długo z kimś bez ślubu to jest ich sprawa,
      jeżeli obydwoje tego chcą. Obydwoje podkreślam.

      Usuń
  17. Uważam, że ze względów prawnych lepiej wziąć ślub, wtedy żyje się łatwiej. Z moim mężem żyjemy od 1969 roku jest nam razem dobrze.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty!
    Nic dodać, nic ująć.
    Bardzo dziękuję za miłą wizytę, zapraszam jeszcze...
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja uważam, że nie ma jednego patentu na "dobre życie". I wcale nie uważam, że ślub spowoduje, że dzieci będą szczęśliwe. Znam wiele osób, które wychowały się w bardzo nieszczęśliwych rodzinach (gdzie rodzice brali ślub) i takie, które miały kochających rodziców, żyjących w wolnym związku lub osobno. Ważne jest by być dobrym człowiekiem i nikogo nie krzywdzić, a czy się ma ślub, czy nie, to kwestia indywidualnego wyboru każdego z nas. I zupełnie się nie zgadzam z tym, że ci, którzy żyją w wolnych związkach chcą się tylko bawić i nie chcą brać odpowiedzialności. I pisze to jako mężatka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ... :-)
      Piszesz to jako mężatka.... :-)

      Tylko zwróć uwagę ,że ja piszę o deklaracji, a nie o ślubie.


      Jeżeli ktoś nie deklaruje,że chce być z Tobą na zawsze
      i nie chce tego potwierdzić w każdy możliwy sposób,
      to jak psychologia mówi, jest coś nie tak...

      Kiedy kochasz naprawdę , to jesteś zaborczy , zazdrosny
      i chętny do zawłaszczania drugą osobą...
      Chcesz mieć ją na własność i deklarujesz to w każdy możliwy sposób.
      Miłość jest egoistyczna albo jej nie ma.

      Usuń
    2. No to tu się nie zgodzimy :-) Można sobie składać nie wiem ile deklaracji, a życie i tak je zweryfikuje. Jak można komuś powiedzieć, że będzie się go kochało zawsze, skoro to od nas nie zależy? Nie da się zmusić siebie żeby zawsze czuć to samo. Czy ważne są słowa (deklaracje) czy czyny? My chcieliśmy wziąć ślub i go wzięliśmy, ale nie uważam, że jest to jedyna droga i jedyny patent na szczęście, czy tzw. "porządne życie". nie myślmy, że to co Nie jest tak, że to co ja uważam za dobre dla siebie jest jednocześnie receptą na szczęście dla całej ludzkości. Żyjmy po swojemu (nikogo nie krzywdząc) i dajmy żyć innym (tak jak sami tego chcą) :-) W przeciwnym razie cofnęlibyśmy się do systemu totalitarnego - który jednostkom narzucał jedyną słuszną drogę. Pozdrawiam Krysiu.

      Usuń
    3. Tak, ale deklaracja to czyn, słowo...

      Ja nie mówię o tym ,że to ma być na zawsze....

      Tylko o fazie początkowej.
      jeżeli na samym początku nie ma nawet deklaracji,
      to po co ten związek zaczynać w ogóle ?

      Tak i po złożeniu deklaracji różnie może być,
      nic nie ma trwałego.

      Obie mamy rację tylko mówimy o innym czasie.

      Zanim wzięliście ślub była deklaracja ,że chcecie ,
      oboje wiedzieliście na czym stoicie.
      Ale to nie dało gwarancji ,że będzie ok przez całe życie.

      Wolność nie oznacza brak praw i obowiązków ...


      Pozdrawiam Aniu

      Usuń
    4. Nie wydaje mi się, aby taka definicja miłości była zawsze (w każdym przypadku) prawdziwa... Kiedy brałam ślub z K. oboje obiecaliśmy sobie, że niezależnie od więzów jakie ślub nakłada pozostajemy wolni. Przypominamy o tym sobie. Zawsze staramy się pamiętać, że ludzie nie należą do innych ludzi. Że ani on nie należy do mnie, ani ja do niego... Że żadne z nas nie jest własnością drugiego. Na pewnym etapie, rzeczywiście miłość jest egoistyczna i zawłaszczająca, ale oby ten etap trwał jak najkrócej...

      Usuń
    5. Zgadzam się z Tobą...

      Mój wpis dotyczy samych początków związku,
      a pojawił się po dyskusji w naszym prywatnym gronie,
      gdy musieliśmy pomóc 17- letniej dziewczynie,
      która urodziła dziecko.
      Wszyscy ją zostawili na lodzie,
      co mnie niesłychanie wkurzyło...
      Potem przeczytałam wpis na blogu, poczytałam w necie
      i tak napisałam jak powyżej...

      Trudno budować związek , gdy na początku pada deklaracja
      nie kocham , nie lubię , nie będę, nie planuję, nie wezmę ślubu...

      Wy akurat jesteście dorosłymi , którzy są odpowiedzialni,
      ale ja na co dzień mam do czynienia bardzo dużo z ludźmi
      i czasami ręce mi opadają.

      I porozmawiałyśmy sobie :-)

      Usuń
  20. myślisz, że ślub gwarantuje to, ze jak się zostaje kaleką to ta druga osoba nie odchodzi ... znam niestety takie przypadki, ze ślub nie zatrzymał, a może i dobrze, bo to pewnie nie było na dobre i na złe ... Ja zastałam kaleką, mój maż jest trwa przy mnie i anie przez chwile nie dał mi do zrozumienia, ze jestem gorsza teraz niż przed i jestem pewna, ze było by tak samo jak byśmy tego ślubu nie mieli ... wszystko zależy od poszczególnego człowieka ... a my ślub braliśmy dlatego, ze ja chciałam mieć tak samo na nazwisko jak syn i mój facet ... ot i tak ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja tak nie myślę przeczytaj uważnie mój wpis...

      Ja piszę o deklaracji a nie o ślubie...
      O deklaracji bycia z drugą osobą na dobre i na złe,
      a ślub jest jednym z elementów tylko takiej deklaracji,
      który niczego nie gwarantuje.

      Tytuł Cię zmylił...

      Właśnie po to bierze się ślub,żeby mieć to samo nazwisko.
      Dlatego właśnie wzięliście ślub ,
      bo Wam zależało i traktowaliście siebie nawzajem poważnie.

      Gdyby nie było chęci na ślub oznaczałoby to
      i brak chęci na wspólne życie.

      Ja mam syna , który ma "złamany kręgosłup"
      na szczęście ma nie przerwany rdzeń...
      Jest żonaty po wypadku i ma 2 dzieci.
      Współczesna technika powoduje,że wypadków jest coraz więcej
      a więc i osób niepełnosprawnych jest więcej.

      Usuń
  21. Temat trudny i na pewno na dłuższą dyskusję. Życie jednak pisze różne scenariusze...

    6 czerwca 1944 r. sprzymierzone siły aliantów rozpoczęły największą pod względem użytych sił i środków operację desantową w historii wojen. D-Day, czyli Dzień D (zgodnie z definicją Słownika Wojskowego Departamentu Obrony USA termin ten oznaczał nienazwany dzień, w którym rozpoczyna się lub ma się rozpocząć dana operacja).

    6 czerwca 2005 r. samotnie stawiłem czoła przeważającej sile wroga podczas rozprawy rozwodowej. Nazwałem ten dzień, również D-Day - zgodnie z moją definicją oznacza Divorce-Day. Choć całą operację powinienem raczej nazwać Blitzkrieg (mimo wytoczonej ciężkiej artylerii ze strony niemilców i prób przekształcenia konfliktu w krwawą i długotrwałą jatkę trwała zaledwie siedem dni).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście.
      Nie ma jednego szczęśliwego scenariusza .
      A może i szkoda :-)

      Usuń
  22. Byłam tu wcześniej, to jest pierwszy wpis, jaki u Ciebie przeczytałam, ale jeszcze nie miałam czasu skomentować. Nic dodać, nic ująć - ślub pokazuje, czy kochamy naprawdę.

    OdpowiedzUsuń